Po co?

22.01.2017

Po co, jak i dlaczego dorwałam się znowu do bloga? A po to, by jak powiedziałam wcześniej Divovej Rodzinie, mam potrzebę uzewnętrznienia się. Dla osób z poza Divy, będzie to tylko tekst jakiejś kursantki, dla laika : zwykły nudny elaborat, dla Divy: no właśnie, czym ? Chyba kolejnym prawdziwym faktem..

Życie to nie bajka

Końcówka roku 2016 niestety nie była dla mnie łaskawa. Jak to w bajkach i sukcesach bywa, i mnie dopadło pasmo niefortunnych, nieszczęśliwych porażek i wydarzeń. Cóż tu mówić, moje życie osobiste, po części również zawodowe posypało się, do granic moich wytrzymałości. Począwszy od dość poważnego wypadku mojego ówczesnego Partnera, przez kolejne Jego dwa kolejne wypadki, moją kontuzję dość poważną pleców. W międzyczasie podjęłam dość radykalną dla siebie decyzję o chęci zmiany kierunku swojej kariery, i rozejścia się z obecnym Chlebodawcą. Z jednej strony czułam, że te zmiany są dobre, w Nowy Rok wpadnę z impetem przecież jak zawsze, ale tym razem na pełnym rozpędzie. Moje problemy osobiste zaczęły niestety przekładać się na moje zdrowie. Pospinane mięśnie (już nie tylko przez treningi, ale też przez stres), zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Plecy wysiadły, lędźwia paliły do tego stopnia, że przez tydzień nie mogłam wysiedzieć w pracy na krześle, i codziennie wykonywałam swoją pracę w bólu i w ogromnym stresie na stojąco. Wszystkie te kwestie spowodowały, że nie miałam sił, ani chęci na jakiekolwiek wyjścia z domu, do ludzi, a co dopiero pójście na ukochany trening. Leki przeciwbólowe, wizyty po lekarzach, prześwietlenia, masaże, niestety bez skutku.

Każdy powtarzał uporządkuj swoje życie Dziewczyno, za duży speed, żyjesz za szybko, Twój organizm jest wykończony.

What?! Ja, kamikadze, chodzący wulkan zawsze wprowadzający zamieszanie, człowiek kochający rurę i Jej siniki, bywający na siłowni, krążący regularnie 720 km (on one way) x2 między Polską a Niemcami, mam wyluzować?
Are You kidding me?!

I stało się.

Przygniotło mnie tak, że długo będę pamiętać dzień, kiedy z łóżka już nie mogłam wstać z bólu. A jak się już udało, to w myślach już gryzłam płyty chodnikowe z bólu. Z bólu i z bezradności.

Serducho tęskniło za rurą, ale co z tego kiedy ani motywacji, ani siły, ani zdrowia nie było. Siedziałam w domu, w totalnej rozsypce i oglądałam zdjęcia Dziewczyn z sesji zdjęciowej, z zajęć. Brakowało kopa, iskry płomienia, który by mnie na nowo rozpalił.
Ktoś kiedyś powiedział, że bez względu na to, co ma miejsce w Naszym życiu, musimy najbardziej kochać siebie, i umieć zrezygnować ze wszystkiego i wszystkich, którzy Nam szkodzą.

To był moment kiedy nastąpiła droga eliminacji moich problemów i trosk w życiu.
To był dzień, kiedy wyznaczyłam sobie datę powrotu na zajęcia.

Wracam

Tak też się stało, i spóźniona wpadłam na zajęcia do Kai. W dodatku musiały mnie Dziewczyny ratować spodenkami, bo nie zdążyłam cofnąć się do domu po torbę treningową.
Zrezygnowana po całodniowym szkoleniu, dopadająca do pierników (bo głodna po całym dniu), zmarznięta w czerwonych (jeszcze) świątecznych skarpetach, dopadłam różową (pech chciał) rurę w narożniku. Chyba każdy ma swoją ulubioną miejscówkę na zajęciach, i te narożniki których się strasznie wystrzega.
Tak, właśnie wpadłam w ten narożnik.
Chwila moment, rozgrzewka, pierwsze tricki, pierwsze malutkie combosy, i znowu czułam to, co zawsze mi towarzyszyło na zajęciach. Poczucie, że jestem w domu, wśród swoich, którzy nawet jak trzeba będzie to pozwolą mi Krzyżaka machnąć z piernikiem w buzi, którzy przekrzyczą „ zrób jeszcze raz, bo ja nie widziałam” (tak Gosia to o Tobie 😛 ).

MagdaDiva

Wróciła ta energia, to poczucie swobody, i chęci ćwiczeń. W pewnym momencie usiadłam z kubkiem herbaty pod grzejnikiem przy rurce, i obserwowałam uczestników zajęć. W myślach powtarzałam sobie: „zobacz ile chwil dla siebie straciłaś przez ten smutny i trudny czas”.
Zapomniałam ile serdecznych osób jest w Divie.
Kolejny gest wsparcia, kiedy pyta Cię PoleSista czy już wracasz do życia, bo pusto.
Kurde ( tak wiem, nie powinnam), tak tęskno za Wami mi było. Nie wiem jak to wszystko mogło mnie przytłoczyć by nie chciało się wrócić do Was. Dlatego mimo, że jestem o kilka ważnych dla mnie osób uboższa, i moja sytuacja zawodowa nadal jest mi nieznana (jeszcze dwa miesiące stresu), to choć nie wiem gdzie przyjdzie mi mieszkać, pracować, zawsze bez wzlędu na wszystko, będę starała się dotrzeć do Divy. A jeśli zmieni się moja lokalizacja geograficzna, to będę z dumą reprezentować wartości jakie mi przekazała Kaja, Zosia, i inni.

Nauczyliście mnie nie tylko tricków, robienia świetnych zdjęć, większej pewności siebie dodaliście, ale też, że powroty są możliwe. Nauczyliście i daliście Przyjaźń i Ludzi w swoim kręgu za którymi mogę przejechać Polskę, a nawet przekraczać Jej granice.
Dzięki Divie stałam się częścią Rodziny.
Poledance’owej rodziny, która stale się powiększa.

Za dwa tygodnie Trójmiasto. Moment, kiedy jedzie nas około 12 z samej Divy, kibicować Naszym Divom przez duże „D”.
Bez względu na wedykt, Wy dla mnie już jesteście THE BEST i zasługujecie na złoto!
Nie znam drugiej takiej społeczności (prócz piłkarzy), która by za sobą potrafiła przejechać pół, albo nawet i całą Polskę.
Divo, dziękuję, że pozwoliłaś córce marnotrawnej znowu przekroczyć progi Świątyni, i że ponownie budujesz moje ego.

Peace, Love, Poledance ❤️❤️❤️

PS. Reszta jest już zbędna.

Jedna odpowiedź do “Po co?”

  1. Karola pisze:

    I lov u :****